Uzyskanie gotowości bojowej przez pierwsze oddziały spadochronowe spowodowało, że zaczęto myśleć o jakimś ich wykorzystaniu. Rozważana desant na wyspie Korfu, czy dla opanowania Kanału Korynckiego. Wykonano nawet w tym celu loty rozpoznawcze. Przygotowania do ataku na Kanał Koryncki były zaawansowane gdy Niemcy postanowili działać sami. Włoski oficer major Giovanni Verando (późniejszy szef sztabu „Folgore” w bitwie pod El Alamein) odpowiedzialny za przygotowanie ataku stwierdził, jakby usprawiedliwiając Niemców, że być może tak się stało bo Włosi nie byli jeszcze dobrze przygotowani, ale równie dobrze Niemcy mogli nie chcieć dzielić się z nikim swoim sukcesem.
Autor: Maciej Tomaszewski

Mimo, ze Grecja podpisała zawieszenie broni 20 kwietnia to kapitulację podpisała przed Niemcami. Rozsierdzony Mussolini zmusił Niemców i Greków do podpisania kapitulacji po raz drugi 23 kwietnia 1941 r. Jednak później trwało jeszcze przejmowanie greckich terytoriów. 27 kwietnia Niemcy zajęli Ateny. Włosi chcieli zdobyć jak najwięcej dla siebie nie licząc na to, że Niemcy im coś odstąpią. To był swoisty wyścig między sprzymierzeńcami.
Wieczorem 28 kwietnia 1941 r. gdy dowódca 2. Batalionu Spadochronowego (2° Battaglione Paracadutisti), major Mario Zanninovich w wolnym czasie był w kinie, otrzymał informacje o ogłoszeniu alarmu. Pierwszą decyzją jaką musiał podjąć dowódca było to, którą z trzech kompanii batalionu pozostawić, gdyż do akcji wyznaczono dwie. Ponadto brak informacji powodował, że nie wiedziano jakie wyposażenie i uzbrojenie ze sobą zabrać a co pozostawić. Ostatecznie IV kompania kapitana Pescuma pozostała w Civitavecchia. Transportem kolejowym w nieznane ruszyły kompanie V i VI dowodzone przez kapitanów Avogadro i Macchiato. Celem okazało się miasto Lecce (w regionie Apulia, w prowincji Lecce - na południowym-wschodzie Włoch), w którym dowódca otrzymał zapieczętowane koperty z rozkazami.
Zapewne wzorując się na Niemcach, jednocześnie z desantem powietrznym w porcie stolicy wyspy Argostolioni (Argostoli), Włosi przewidzieli lądowanie wodnosamolotów z których miano wysadzić drugą część sił inwazyjnych złożoną z żołnierzy faszystowskich „Czarnych Koszul” (Camicie Nere) i personelu lotnictwa. Spadochroniarze odebrali to raczej jako wyzwanie do rywalizacji. 29 kwietnia spadochroniarzy przeniesiono z Lecce na położone nieopodal lotnisko Galatina. Tu nastąpiło wielkie rozczarowanie bo do dyspozycji spadochroniarzy oddano tylko trzy samoloty SM.82 zamiast spodziewanych sześciu, ale było to jedno z wielu rozczarowań. Niestety załogami samolotów byli lotnicy cywilni bez odpowiedniego do desantowania skoczków wyszkolenia. Kolejnym rozczarowaniem było też to, że piloci samolotów narzucili wysokość skoku 300 m i nie zgodzili się zwolnić do oczekiwanej przez skoczków prędkości. Była to duża wysokość zrzutu w warunkach wojennych, gdyż jak wiadomo większość alianckich i niemieckich desantów spadochronowych w warunkach bojowych odbywało się z wysokości ok. 100 m. Większa wysokość skoku oznaczała dużo większe rozproszenie lądujących skoczków i dużo trudniejsze zbieranie się oddziałów co wydłużało czas uzyskania gotowości do walki a rozproszony desant łatwo było pokonać szybkim kontratakiem. Ponadto oznaczało to też dłuższy czas opadania skoczków na spadochronach, czyli ich ekspozycję na ostrzał z ziemi.
Nie pozostało nic innego jak grać kartami danymi przez los. Zdecydowano, że w pierwszej fali desantu poleci 72 żołnierzy z V kompanii dowodzonej przez kapitana Luigi Avogadro di Vigliano. W prostej linii samoloty Savoia-Marchetti S.M.82 "Marsupiale" miały do pokonania w jedną stronę ok 300 km nad morzem. Desant odbywał się w warunkach bojowych, bo Grecy byli bardzo niechętni Włochom i nie było wiadomo jak zareagują na pojawienie się okupanta (późniejsze wydarzenia na Krecie dowiodły że obawy nie były płonne). Początek był więc mniej-więcej taki jak w filmie „Kapitan Corelli” dalej było jednak trochę inaczej.















Miejsce lądowania spadochroniarzy na wyspie Kefalonia sztabowcy wybrali bez konsultacji ze spadochroniarzami. Obszar Kraneia na północ od stolicy wyspy Argostolioni (włoskie Argostoli) pełen był kamiennych murków, drzew oliwnych, winnic, słupów, itp. Aż 8 spadochroniarzy odniosło poważne obrażenia i utracono aparaturę radiową. Dzięki brakowi oporu żołnierze V kompanii zebrali się szybko i wyruszyli w kierunku Argostolioni. Jak twierdzą Włosi w wielu wzmiankach na ten temat: desant powietrzny odbył się wzorowo a w działaniach lądowych następnie „rozbito” miejscowe siły złożone z „kilkuset greckich żandarmów”. Najwyraźniej jednak Grecy uznając swoją kapitulację nie podjęli walki. Najważniejsze, że nie doszło do rozlewu krwi dzięki czemu Włochom udało się opanować wyspę w bardzo krótkim czasie. Następnego dnia dowieziono następne grupy spadochroniarzy, którzy zajęli też wyspy Zakintos (Zante) i Itaka (Itaca). O ile nie ma wątpliwości w jaki sposób spadochroniarze dotarli na Kefalonię, o tyle w wypadku dwóch pozostałych wysp mowa jest co prawda o desancie, choć przynajmniej w części przy pomocy zarekwirowanych łodzi bo tak włoskie siły desantowe udokumentowano na fotografiach. Wiele włoskich źródeł pisze o tym dość mętnie tak, że można wnioskować, że i na pozostałych wyspach doszło do desantu z powietrza.

Za swe działania oddział spadochroniarze uzyskał najwyższe oceny. Nie ma się czemu dziwić, bo w obliczu tak wielu przeciwności sukces operacji można uznać za dość szczęśliwy zbieg okoliczności, oczywiście wsparty determinacją włoskich żołnierzy. Jednak od razu widoczny jest brak koordynacji i współdziałania, między lotnictwem, sztabowcami i spadochroniarzami. Niemcy wygrywali wojnę dzięki doskonałej koordynacji i współpracy wszystkich rodzajów broni. Niemieccy spadochroniarze wyśmienicie współpracowali z lotnictwem transportowym. Tymczasem w wypadku Włochów sztabowcy zorganizowali akcję bez konsultowania się ze specjalistami z wojsk spadochronowych a nieprzygotowani piloci dyktowali spadochroniarzom własne warunki. W niektórych publikacjach sugeruje się, że spadochroniarzy zrzucano też następnego dnia, ale zapewne nie miało to miejsca a odnosi się to do "morskich operacji" spadochroniarzy na Itakę i Zakintos.
Te pośpieszne ruchy wcale nie wiązały się z wojną z Grekami, lecz miały zapobiec dostaniu się wysp w ręce niemieckie. W tym celu zdecydowano się wykorzystać elitarne wojska spadochronowe w kosztownej operacji bo tylko one mogły uprzedzić sojusznika. W efekcie był to jedyny włoski desant wojsk spadochronowych (oprócz zrzutów dywersantów) w warunkach bojowych podczas trwania II Wojny Światowej. Póżniej z wielkim trudem stworzone i kosztowne, elitarne włoskie wojska spadochronowe zostały zmarnotrawione w walkach lądowych i walczyły jak zwykła piechota.
Oczywiście pomijam spadochronowe działania dywersyjne oddziałów specjalnych czy działania szpiegowskie wykonywane przez jedną czy kilka osób (doliczyłem się 25 takich akcji) bo mimo, że w części oparte były o personel wyszkolony w wojskach spadochronowych pochodzący np. z dywizji „Folgore”, to jednak zadania były zupełnie inne i to jest temat na osobny artykuł. Ilościowo desant spadochronowy na Kefalonię przyćmił desant włoskich wojsk spadochronowych walczących u boku Aliantów (Reggimento Nembo i 1st F Recce Squadron), dokonany w sile 210 spadochroniarzy 20 kwietnia 1945 r., na nizinie Padańskiej - ale to już zupełnie inna historia...
Zajmując się włoskimi wojskami spadochronowymi Mussoliniego można więc powiedzieć, że desant bojowy był, choć raczej przypominał ćwiczenia.

Bibliografia:
Aldo Falciglia; „70 anni fa il lancio di guerra su Cefalonia”; Miesięcznik „Folgore”, nr. 5 z maja 2011 r.
Linki zewnętrzne:
Zdjęcia dzięki stronie alieuomini.it, dziękujemy
Podstawa prawna: Artykuł ma zadania dydaktyczno-naukowe i ma na celu krzewienie wiedzy oraz analizę krytyczną, w dążeniu do wyjaśnienia wszystkich faktów. Autor zastrzega sobie stosowanie form dozwolonego użytku publicznego, jak np. prawo cytatu. Jednakże wszystkie osoby, które uznałyby się za pokrzywdzone, autor prosi o kontakt, w celu wyjaśnienia i ewentualnego usunięcia dzieł, które byłyby objęte prawami własności.